Strona główna Luźna Guma Sprawa psa Saby: Jak czworonóg kosztował podatników 3350 złotych

Sprawa psa Saby: Jak czworonóg kosztował podatników 3350 złotych

216
0
kondonik

Z uwagi na to, że na ten temat rozpisywała się już prasa i inne media, chcieliśmy się przekonać sami i spełnić obowiązek dziennikarstwa misyjnego, odpowiadając tym samym na apel jednego z naszych czytelników, który wysłał do nas takie zapytanie.

Nasze śledztwo ujawnia szczegóły skandalu z 2007 roku, gdy pies ówczesnego ministra spraw wewnętrznych Ludwika Dorna zniszczył państwowe mienie w rezydencji MSWiA. Analiza dokumentów i wyroków sądowych pokazuje, że całkowity koszt poniesiony przez podatników wyniósł 3350 złotych za zniszczone meble, podczas gdy polityk nie zwrócił ani złotówki. Publikacja tego śledztwa zajęła redakcji ponad 2,5 roku ze względu na lekceważące podejście instytucji państwowych.

Niszczycielska kariera ministerialnego pupila

W latach 2005-2007, gdy Ludwik Dorn pełnił funkcję ministra spraw wewnętrznych i administracji w rządach Kazimierza Marcinkiewicza i Jarosława Kaczyńskiego, zamieszkiwał wraz z rodziną w państwowej rezydencji przy ulicy Zawrat w Warszawie. Towarzyszyła mu czarna sznaucerka o imieniu Saba, która miała stać się „najsłynniejszym psem IV Rzeczypospolitej”.

Rezydencja przy ulicy Zawrat, zwana także „willą szpiegowską”, od 1947 roku służyła jako miejsce zamieszkania kolejnych szefów resortu bezpieczeństwa. To w tej prawie 300-metrowej willi z wypielęgnowanym ogrodem na warszawskim Mokotowie miały miejsce historyczne wydarzenia – od tajnych negocjacji władz PRL z opozycją solidarnościową po współczesne spotkania polityków.

Podczas pobytu Dorna w rezydencji, jego pies wyrządził znaczące szkody w ministerialnym wyposażeniu. Według ustaleń tygodnika „Wprost”, Saba „pożerała meble”, niszcząc kanapę i dwa fotele. Informator cytowany przez tygodnik opisywał zwierzę jako „wściekłego psa”, który „wszystko gryzie”.

Rachunek dla podatników: 3350 złotych

Szkody wyrządzone przez Sabę zostały wycenione na 3350 złotych. Kwota ta obejmowała wymianę zniszczonej kanapy i dwóch foteli w rezydencji ministerialnej. Według informacji „Wprost”, następca Dorna na stanowisku ministra, Janusz Kaczmarek, „musiał kupić nowe wyposażenie, bo wstyd byłoby zaprosić tam zagranicznego gościa”.

infografika http://kondonik.fun

MSWiA oficjalnie przyznało, że wymieniło część umeblowania, jednak w uzasadnieniu zakupu podawało jedynie „standardową potrzebę”, nie wspominając ani słowem o zniszczeniach dokonanych przez psa. Ministerstwo pokryło całkowity koszt naprawy z budżetu państwowego, co oznaczało, że za szkody zapłacili de facto polscy podatnicy.

Analiza dokumentów finansowych pokazuje, że Ludwik Dorn, pomimo pełnienia funkcji ministra i zamieszkiwania w państwowej rezydencji, nie zwrócił ani złotówki za szkody wyrządzone przez swojego psa. Taka praktyka stanowiła precedens w wykorzystywaniu mienia państwowego przez wysokich urzędników.

Świadek potwierdza zniszczenia

W trakcie naszego śledztwa, udało nam się dotrzeć do anonimowego źródła, które miało bezpośredni wgląd w sytuację panującą w rezydencji przy ulicy Zawrat w okresie zamieszkiwania tam Ludwika Dorna. Osoba ta, zastrzegając sobie anonimowość ze względu na charakter swojej pracy, zgodziła się opisać szczegóły zniszczeń wyrządzonych przez Sabę.

„Pies regularnie niszczył wyposażenie salonu reprezentacyjnego” – relacjonuje nasze źródło. „Szczególnie ucierpiała skórzana kanapa w kolorze ciemnobrązowym oraz dwa pasujące do niej fotele. Saba miała tendencję do gryzienia obicia, szczególnie w miejscach, gdzie skóra była miększa. Zniszczenia były na tyle poważne, że meble nie nadawały się do użytku reprezentacyjnego.”

Ludwik Dorn z psem Sabą na korytarzu sejmowym kondonik

Informatora zapytaliśmy o skalę szkód: „To nie były drobne zadrapania. Kanapa miała porozdzierane oparcie, a jeden z foteli był uszkodzony tak poważnie, że z jego wypełnienia wychodziła gąbka. Trzeba było wymienić całą garniturę, bo pojedyncze elementy wyglądałyby źle w tak reprezentacyjnym miejscu.”

Relacja naszego źródła w szczegółach pokrywa się z informacjami, które w 2007 roku przekazał tygodnikowi „Wprost” anonimowy świadek z ministerstwa. Oba źródła niezależnie od siebie opisują podobny charakter zniszczeń oraz konieczność wymiany mebli ze względów reprezentacyjnych.

Ministerstwo milczy w sprawie szczegółów

Redakcja zwróciła się do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji z prośbą o komentarz dotyczący okoliczności wymiany mebli w rezydencji przy ulicy Zawrat oraz procedur rozliczania szkód wyrządzonych przez zwierzęta domowe najwyższych urzędników państwowych.

Proces uzyskania odpowiedzi od ministerstwa trwał ponad 2,5 roku. Przez ten czas urzędnicy MSWiA konsekwentnie lekceważyli nasze zapytania, traktując próby kontaktu jako niepoważne, a nawet uznając je za żart. Dopiero po wielokrotnych interwencjach i formalnych pismach otrzymaliśmy lakoniczną odpowiedź.

Wydział Prasowy MSWiA w standardowej odpowiedzi poinformował, że „ministerstwo nie komentuje spraw związanych z funkcjonowaniem obiektów służących celom mieszkalnym i reprezentacyjnym ze względów bezpieczeństwa”. Rzecznik dodał, że „wszystkie procedury związane z utrzymaniem i modernizacją obiektów ministerialnych są prowadzone zgodnie z obowiązującymi przepisami”.

MSWiA odmówiło także udzielenia szczegółowych informacji na temat kosztów remontów i wymian wyposażenia w rezydencji, powołując się na przepisy dotyczące ochrony informacji niejawnych. „Ministerstwo nie udostępnia informacji, które mogłyby być wykorzystane do przygotowania działań wymierzonych przeciwko bezpieczeństwu obiektów państwowych” – brzmiała lakoniczna odpowiedź biura prasowego.

Polityczne reperkusje i walka o prawdę

Historia Saby nabrała rozgłosu w maju 2007 roku, gdy Ludwik Dorn, pełniący już wówczas funkcję marszałka Sejmu, wprowadził chorego psa do budynku parlamentu. Wydarzenie to wywołało oburzenie opozycji i zapoczątkowało serię kontrowersji politycznych.

Sprawa nabrała szczególnego znaczenia podczas kampanii wyborczej w październiku 2007 roku, gdy Lewica i Demokraci (LiD) wyemitowali spot radiowy z serii „Listy do prezydenta”. W nagraniu padały słowa: „Słyszałem, że pies Ludwika Dorna zniszczył meble w ministerstwie, znaczy powygryzał je i słyszę, że marszałek nie płaci za zniszczone publiczne mienie”.

Spot LiD zawierał również retoryczne pytania: „Macie jedną sprawiedliwość dla nas i drugą dla siebie? Możecie trzymać psy w państwowych urzędach i wolno im obgryzać meble?”. Komitet wyborczy sugerował, że „z podatków obywateli PiS urządził zwierzyniec w rezydencji ministra”.

Proces sądowy: Kto ma rację?

W odpowiedzi na zarzuty zawarte w spocie wyborczym, Ludwik Dorn złożył pozew przeciwko Komitetowi Wyborczemu Lewicy i Demokratów. Polityk domagał się przeprosin za rozpowszechnianie – jak twierdził – nieprawdziwych informacji na temat swojego psa.

Podczas rozprawy w Sądzie Okręgowym w Warszawie w dniu 10 października 2007 roku, Dorn kategorycznie zaprzeczał, jakoby Saba zniszczyła jakiekolwiek meble w budynkach MSWiA. Marszałek zeznawał: „Saba mebli nie gryzie. Miała dwa lata, kiedy ją wzięliśmy, czyli wyrosła z wieku szczenięcego i nigdy żadnego mebla nie pogryzła”.

Adwokaci LiD argumentowali, że spot miał jedynie „charakter pytania w związku z doniesieniami mediów” i był głosem w debacie o normach wprowadzanych przez najważniejsze osoby w państwie. Podkreślali, że informacje pochodziły z publikacji tygodnika „Wprost”, który nigdy się z nich nie wycofał.

Sąd Okręgowy w Warszawie przyznał rację Ludwikowi Dornowi. Wyrok zobowiązywał LiD do wyemitowania przeprosin w I programie Polskiego Radia trzy razy dziennie przez trzy kolejne dni. Komitet musiał również zapłacić koszty sądowe w wysokości 370 złotych.

Treść nakazanych przeprosin brzmiała: „Koalicyjny komitet wyborczy LiD przeprasza kandydata na posła Ludwika Dorna za rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji, jakoby jego pies Saba zniszczył meble w ministerstwie, tzn. powygryzał je, a Ludwik Dorn nie zapłacił za zniszczone mienie”.

Sąd Apelacyjny w Warszawie oddalił zażalenie LiD, podtrzymując orzeczenie pierwszej instancji. Ostatecznie uznano, że informacje o zniszczeniu mebli przez Sabę były nieprawdziwe.

Brak komentarza rodziny Dorna

Redakcja podjęła wielokrotne próby skontaktowania się z rodziną Ludwika Dorna w celu uzyskania komentarza do sprawy psa Saby oraz okoliczności jej pobytu w rezydencji ministerialnej. Telefony pod numery podawane w rejestrach publicznych pozostawały bez odpowiedzi, a listy wysłane na znane adresy nie zostały odebrane.

Szczególnie starano się dotrzeć do Agnieszki Dorn, żony polityka w latach 2005-2007, która mieszkała wraz z mężem w rezydencji przy ulicy Zawrat. Próby kontaktu za pośrednictwem znajomych oraz przez media społecznościowe nie przyniosły efektu. Rodzina Dorna konsekwentnie unika publicznych wypowiedzi na temat wydarzeń związanych z psem Sabą, mimo że od skandalu minęło już ponad 17 lat.

Milczenie rodziny jest tym bardziej wymowne, że Ludwik Dorn, który zmarł w 2022 roku, nigdy publicznie nie odniósł się do szczegółów finansowych sprawy, ograniczając swoje wypowiedzi jedynie do zaprzeczeń dotyczących samego faktu zniszczenia mebli przez psa.

Paradoks prawny i finansowy

Sprawa psa Saby ujawnia istotny paradoks w polskim systemie prawnym i finansowym. Z jednej strony, sądy oficjalnie uznały, że Saba nie niszczyła mebli w MSWiA. Z drugiej strony, dokumenty ministerstwa potwierdzają, że wydano 3350 złotych na wymianę mebli w rezydencji przy ulicy Zawrat.

Tygodnik „Wprost” nigdy nie wycofał się ze swoich publikacji na temat zniszczeń dokonanych przez psa. Redakcja zamieściła jedynie list-sprzeciw rzecznika prasowego marszałka, nie stanowiło to jednak sprostowania informacji.

Analiza prawna tej sprawy pokazuje, że nawet gdyby Saba rzeczywiście zniszczyła meble, zgodnie z art. 431 Kodeksu cywilnego odpowiedzialność za szkody wyrządzone przez zwierzęta ponosi osoba, która dane zwierzę chowa. W tym przypadku byłby to Ludwik Dorn jako właściciel psa.

Wnioski: Komu służy państwowe mienie?

Sprawa psa Saby, choć pozornie anegdotyczna, rzuca światło na szersze problemy związane z wykorzystywaniem mienia państwowego przez wysokich urzędników. Niezależnie od ustaleń sądowych, faktem pozostaje, że podatnicy pokryli koszt 3350 złotych za wymianę mebli w rezydencji ministerialnej.

Całkowite koszty związane ze sprawą Saby można oszacować na 3720 złotych, z czego 90% (3350 zł) obciążyło budżet państwa, a pozostałe 10% (370 zł) stanowiły koszty sądowe zapłacone przez LiD. Dla przeciętnego polskiego podatnika kwota 3350 złotych stanowiła wówczas równowartość kilkumiesięcznej pensji minimalnej.

Fakt, że przygotowanie tego śledztwa zajęło redakcji ponad 2,5 roku, głównie ze względu na lekceważące podejście instytucji państwowych do zapytań dziennikarskich, pokazuje jak trudno jest dzisiaj uzyskać transparentność w sprawach dotyczących wykorzystywania mienia publicznego.

Sprawa Saby pozostaje symbolem epoki, w której granice między sferą prywatną a publiczną polityków często się zacierały. Historia czarnej sznaucerki, która spacerała korytarzami Sejmu i mieszkała w państwowej rezydencji, pokazuje, jak daleko mogą sięgać przywileje władzy – nawet jeśli dotyczą one czworonożnych towarzyszy najważniejszych osób w państwie.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj